Ostatnio czytam książki, które opowiadają o podróżach i odkrywaniu Ameryki Północnej, a w szczególności Alaski. Lektura sprawia mi dużo przyjemności, lecz czasem trafiam na trudne tematy. Michał Pawluśkiewicz - autor książki "Na przystankach Alaski" wprowadził do swojej opowieści ciekawe rozwiązanie - napotykane podczas podróży osoby mogły zostawić swój ślad w postaci wpisu/listu. Jeden z nich zamieszczam poniżej - szczególnie mnie dotknął i jakoś nie mogę o nim zapomnieć...
"Michał! Nie oglądam telewizji. Widziałam raz Przystanek Alaska i nie podobał mi się. Pochodzę z plemienia Athabascan. W moim języku jestem Tonedze Gheltselne (ludzie średni). Urodziłam się w Hohudodetlaat Denh (prowincja Tanana). Yendaadlena - to imię, jakie mi nadano. Nasza kultura żyje, bo my żyjemy. Tylko nieprawdziwi Amerykanie (nie-Indianie) twierdzą inaczej. Dalej śpiewamy, tańczymy i obchodzimy uroczyście swoje święta i wydarzenia rodzinne. Wielu z nas ciągle poluje na łosie, karibu, bobry i łososie. Pokolenie mojej Matki było pierwszym, które musiało się uczyć języka angielskiego. Pokolenie mojej Babki było pierwszym, które dosięgła plaga alkoholizmu. Nie mieliśmy języka pisanego. Cała wiedza przekazywana była ustnie lub praktycznie. Byliśmy ludem koczowniczym. Nie piję alkoholu, nie używam narkotyków od siedmiu lat. Teraz opiekuję się młodzieżą indiańską, która przeszła kurację odwykową. Dziękuję za możliwość podzielenia się z Tobą częścią swojego życia. Anaa Baase (dziękuję). Fox, Alaska"
Czy muszę pisać coś więcej?
http://www.youtube.com/watch?v=1VqoxOcEqpk&feature=related
środa, 7 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz