
Powoli przyzwyczajam się do tego, że zwierzaki pchają się nam „drzwiami i oknami” do domu :). Poza pająkami za oknem, cykadami w żaluzjach, a także krukami siadającymi na naszym parapecie (tak, tak, naprawdę!), odkryłam jakiś czas temu, że mieszka z nami ślimak! A właściwie zimuje – bo najwyraźniej poszedł już spać… Przycupnął sobie grzecznie na ramie okiennej w pokoju dziecięcym i zapadł w letarg. Mam nadzieję, że obudzi się na wiosnę i zdążymy wynieść go na wolność, zanim zapadnie się gdzieś w pudełko z zabawkami :).
Nie powinnam być tym jakoś specjalnie zaskoczona, bo przecież jako nastoletnie dziewczę znosiłam do domu wciąż nowych przedstawicieli otaczającej mnie wówczas fauny – ku przerażeniu i obrzydzeniu moich rodziców :). Jednak to, co dzieje się teraz, zaczyna mnie coraz bardziej nurtować. O co w tym wszystkim chodzi? Choć może niepotrzebnie tracę czas i analizuję takie drobne szczegóły mojego życia – może powinnam przyjąć je tak, jak przyjmuje się uśmiech dziecka i życzliwe spojrzenie sąsiada? :)

Tak, tak Panie Dziejku! Ja przynosiłam do domu nie tylko ślimaki. Z koleżankami nałapałyśmy mnóstwo kijanek i chowałyśmy je w domu. Odżywiałyśmy i patrzyłyśmy radośnie jak sie rozwijały. Nie przewidziałam tylko jednego, że jak wyrosną im nogi to będą wyskakiwać z tależa. No i niestety kilka z nich wyschło jak mumia.
OdpowiedzUsuńMonika
Kijanki - to są wspomnienia! :)))) U mnie nie było szansy, żeby rozwijały się w domu - za każdym razem, zawartość słoika lądowała w toalecie... :(
OdpowiedzUsuńCzerwienię się bo popełniłam szkolny błąd w słowie talerz . Przepraszam!
OdpowiedzUsuńjeśli dom żyje - żyje też wyobraźnia dzieci i .... tych starszych dzieci.
OdpowiedzUsuńPrzecież są to chwile z dzieciństwa, które zapamietujemy. Nasza Wielka Żaba czy "tajemniczy potwór" w słoiku któtego karmiliśmy płatkami kwiatków i zdechłymi muchami, rozpałały naszą wyobraźnię
.... ehhh lata dzieciństwa i ślimaków :)
LeśnyDziadek
:) dla mnie najdziwniejsze jest to, że przecież my nie mieszkamy w domku w lesie! :)))
OdpowiedzUsuń