
„Stephanie Meyer - pomimo ogromnej popularności wśród czytelników (oraz osobliwej euforii w Stanach Zjednoczonych), krytycy literaccy zarzucają autorce schematyczność fabuły, przerysowania, brak wyrazistych postaci i jakiejkolwiek głębi emocjonalnej oraz silnie zaakcentowany marysuizm.”
Stephanie Meyer – “kura domowa”, która “śmiała” pokazać innym, co jej w sercu gra, która porusza emocje tak wielu osób na całym świecie... Ale jak to? “Kury domowe” nie mogą przecież napisać dobrej powieści – poza tym, komu i do czego potrzebny taki “tandetny wyciskacz łez”? ;)
To wypada, a tego nie… Nie warto tego robić, a to warto… To ci na pewno przyniesie wiele dobrego… Nie wolno Ci tak robić! Naprawdę słuchasz takiej muzyki?? Nie wiem, co Ty takiego widzisz w tym filmie… Ja na Twoim miejscu nie traciłabym czasu na takie głupoty…
Czy naprawdę musimy w życiu kierować się głosem i gustem innych? Dlaczego niektórzy nie potrafią przyznać innym prawa do odmiennych poglądów? Dlaczego nie potrafią uszanować ich odmiennych potrzeb i innej wrażliwości? Dlaczego tak trudno czasem przyznać się nam, że podoba nam się jakaś książka lub film – tylko dlatego, że nie są one ogólnie uznane za coś, co „warto przeczytać czy obejrzeć”? A przecież Ci sami ludzie, którzy oglądają spektakle „tylko w TR”, bo przecież „cała reszta to nic nie warte popłuczyny”, w zaciszu domowego TV często wzdychają do kolejnej telenoweli - ale cicho sza – bo się wyda :P
A na deser "tandetnie zawodzący" Robert Pattinson ;)