środa, 12 maja 2010

Kiedyś


Kiedyś uszkodzone buty oddawało się do szewca. Pościel zanosiło się do magla. Zepsuty telewizor naprawiało się u pana Złotej Rączki. Warzywa i owoce kupowało się na targu lub warzywniaku. Pieczywo u piekarza. Po świeże wędliny i mięso biegaliśmy do mięsnego, a pierwsze perfumy i kremy kupowałyśmy za oszczędzane przez długi czas monety z rozbitej świnki skarbonki. Nie można też zapomnieć o pasmanteriach, gdzie można było znaleźć wszystkie potrzebne materiały i dodatki, które potem mama czarodziejka zamieniała w cudowny sposób w kreację zapierającą dech w piersiach. Odwiedzając te wszystkie miejsca można było liczyć na najczęściej miłą obsługę, a przede wszystkim ludzki stosunek do klienta. Można było pogadać, pośmiać się, ponarzekać na kartki, na pogodę…
Dzisiaj w erze supermarketów i galerii handlowych ściśnięci w tłumie bezimiennych ludzi z wózkami, tracimy czas na przemierzanie alejek z wielkimi regałami. Ludzie jak w transie, jak na głodzie narkotycznym upychają w wózkach ogromne ilości zakupów.
Kto oddaje dzisiaj buty do szewca? Kto biega z pościelą do magla? Kiedy coś się zepsuje, to ląduje w koszu na śmieci. Mało kto ceruje dzisiaj ubrania, naszywa łatki, reperuje uszkodzone sprzęty – przecież łatwiej wyrzucić, łatwiej i przyjemniej kupić nowy, „lepszy” model. Przecież jesteśmy tego „warci”. A ci, którzy nie wyrzucają tak szybko, starają się naprawić, zeszyć, zacerować uznawani są przez większość za dziwaków i skąpców.
W moim mieście niestety nie ma szewca, a przynajmniej ja go jeszcze nie znalazłam. Nie ma też pasmanterii i magla chyba też nie ma. Na szczęście mamy sklepy mięsne, mamy piekarnie. A przede wszystkim mamy targ, w każdą środę i sobotę. Jest to miejsce, gdzie można kupić praktycznie wszystko, a najważniejsze, że można tam spotkać „prawdziwych” sprzedawców, którzy jednocześnie najczęściej są wytwórcami oferowanych towarów. Babcia w chustce na głowie, troszcząca się o swoje kury, sprzedaje jajka z wiklinowego koszyka. Pan z twarzą ogorzałą, pomarszczoną od słońca i rękami zniszczonymi przez pracę fizyczną waży ziemniaki, pomidory, zachwala swoje jabłka. Inny mężczyzna ma w swojej ofercie mleko prosto od krowy i esencjonalny, gęsty sok malinowy w szklanych butelkach. Autentyczny świat, już trochę zapomniany i jak często lekceważony. I tak czasem myślę, ile czasu jeszcze potrzeba, żeby ludzie zauważyli, że są niewolnikami narzuconego im „nowoczesnego” stylu życia, gdzie próżno szukać miejsca na indywidualność, piękno i jakość...


Na zdjęciu kompozycja warzywno-kwiatowa – Dożynki 2009 Habdzin

11 komentarzy:

  1. Co racja, to racja.
    Może jestem dziwakiem, ale właśnie w tamtym tygodniu zaniosłam 3 pary butów do naprawy. Też miałam problem ze znalezieniem szewca, ale udało się. Jedne buciki, zepsułam po niespełna miesiącu chodzenia. Cóż się dziwić, że nie wytrzymują tak długo, jak te robione fachowo, dawniej.
    Chińszczyzna stałą się synonimem jednorazowości i tandety, a przecież zalewa nas. A my dusimy się w tym sosie. Można temu zaradzić, ale musi to robić każdy z nas. Możemy wspierać rodzimą produkcję, ubrań, żywności. Możemy wzmacniać drobnych handlarzy ( ledwie ciągnących). Możemy na niedzielny spacer udawać się do parku.... Możemy wiele, tylko róbmy to sami.
    Nie dajmy się wysysać i drenować bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadza się Mota - wszystko zależy od nas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po warzywa i owoce jeżdżę na rowerze na bazarek. Mięso kupuję zazwyczaj u tej samej pani w ulubionym sklepie. I oddaję czasem obrusy do magla. Znalazłam takowy koło domu. I spędziłam dziś cztery godziny w parku z chłopakami. Wniosek: żyję kiedyś. Pozdrawiam. a.
    i mam koło domu pasmanterię ;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zygza - zaiste - żyjesz tak jak kiedyś :) ja też staram się, choć do pasmanterii muszę jechać do Piaseczna... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz jak bardzo brakuje mi tego dawnego swiata, tych sklepikow i wlascicieli ktorzy zawsze usmiechnieci troszczyli sie aby nam smakowalo, abysmy byli zadowoleni... Ja tez staram sie zyc jak zylo sie kiedys co nie zawsze jest latwe ale staram sie... Konsumcja to dzisiaj jeden wielki problem, po co stare jak mozna miec nowe...

    Pozdrawiam. M

    OdpowiedzUsuń
  6. Mamsan - ja czytam książkę - wywrotową, anarchistyczną, a z drugiej strony nawołującą do prawdziwego, zwykłego życia - które jeszcze niektórzy z nas pamiętają, gdzie liczył się drugi człowiek, gdzie nie każdy miał w domu tv - i wcale nie musiał - zawsze można było pójść do sąsiada pooglądać :) Kiedy żyło się "spontanicznie, z radością i miłością." :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A pamietacie smak TAMTYCH lodow bambino,pysznych,smietankowych?Tak zal mi minionych czasow,wszystko bylo inne...

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja jezeli mozna grzecznie poprosze o tytul ksiazki... :-) mysle, ze moze to byc cos dla mnie, chetnie bym przeczytala... Milego dnia...M

    OdpowiedzUsuń
  9. "Jak być wolnym" Tom Hodgkinson - poprzednia książka tego samego autora to "Jak być leniwym" - niestety jeszcze nie czytałam...

    OdpowiedzUsuń
  10. Eurasek - z tego co wiem, był starszy pan szewc tuż koło Waszego osiedla (w małych domkach po Waszej stornie, miedzy Arche a osiedlem J.W.) - ale nie wiem, czy jeszcze działa, bo to było ze 2-3 lata temu.

    Są za to na pewno usługi szewskie w Starej Papierni, od strony kanałku, sklepik z kluczami i innymi takimi gadżetami. Oddawałam tam buty ostatnio i jestem zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję pięknie za namiary. Nie omieszkam sprawdzić usług szewskich w Papierni - bo akurat mam buty do naprawy :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń