
Myślałam, że będzie łatwiej, lżej. Po raz kolejny przekonałam się, że nawet jeżeli na co dzień spieramy się, drażnią nas wzajemnie różne drobne detale, to jednak najmniejsze rozstanie przypomina nam o naszym uczuciu, bliskości. O tym, że jesteśmy jak dwie części całości, które oddzielnie czują się nieswojo, rozdarte dążą do jak najszybszego ponownego złączenia. Wniosek? Byłam na wyczekiwanym urlopie, a liczyłam dni do jego końca…

Nic dodać, nic ująć:)
OdpowiedzUsuńTo chyba miłe odkrycie ;-)
OdpowiedzUsuńTak miłe, choć trochę przerażająca jest ta zależność... ;))
OdpowiedzUsuńTo piękne Aniu!
OdpowiedzUsuń