poniedziałek, 11 stycznia 2010

11 dzień roku - poniedziałek


W naszym domu rozbrzmiewa od wczoraj znajomy, choć dawno nie słyszany odgłos – to gwizd tradycyjnego metalowego czajnika, w którym w każdym polskim domu w czasach mojego dzieciństwa gotowana była woda na herbatę. Po raz kolejny znalazłam informację, że używanie plastikowego czajnika „na prąd” jest niezdrowe, gdyż w czasie wielokrotnego podgrzewania z plastikowej obudowy wydzielane są do wody toksyczne substancje o działaniu rakotwórczym. Powiedzieliśmy więc dość „nowoczesnemu” czajnikowi i kupiliśmy stary, dobry, zwykły czajnik-pogwizdywacz. Co prawda trzeba czekać dłużej na herbatę czy kawę, ale cóż – gdzie nam się spieszy? :) Możemy zaczekać – no i ten znany gwizd – przynajmniej na razie wzbudza w nas coś na kształt wzruszenia i nawołuje całą rodzinę do kuchni.
Nie tylko czajnik przypomina nam ostatnio o „starych, dobrych czasach”. Kupowałam niedawno herbatę i w ramach „promocji” pani na kasie wygrzebała z wielkim mozołem spod lady kalendarz ścienny zrywany – zwany przeze mnie babciowym. Teraz codziennie już wiem, kiedy słońce wstaje i kiedy zachodzi i czyje są imieniny. Ostatnio wyczytałam też, jak i gdzie usadzić gości przy stole oraz jak przygotować serowe ciasteczka do kawy. A tyle informacji jeszcze przede mną – i to każdego dnia! :)
Ciekawe, że ostatnio tyle różnych przedmiotów oraz sytuacji budzi we mnie melancholię i wiele wspomnień. Wczoraj telewizja polska po raz kolejny rozpoczęła emisję polskiego, kultowego serialu. I kiedy tak siedziałam popijając poranną kawę i oglądając fortele Janka Kosa próbującego dostać się do polskiego wojska, przypomniałam sobie moje wakacyjne wyjazdy do babci, gdzie zgraną paczką dzieciaków odgrywaliśmy sceny z Czterech pancernych – dokładając też nasze „spojrzenie” na znaną chyba wszystkim Polakom historię. I tylko pod koniec wspomnień dotyczących tych dziecięcych „pancernych inscenizacji” kolejny raz zastanawiałam się, czemu ciągle musiałam grać rolę Lidki ku mojemu niezadowoleniu oczywiście? :)



PS. Szczególnie gorące pozdrowienia dla Piotra - z załogi podwórkowego Rudego, który podobno czytuje tego bloga! :)

3 komentarze:

  1. Najwyraźniej musiałaś być młodsza od Marusi i Janka!

    No cóz, po raz kolejny muszę siez Tobą zgodzić. Od dłuższego czasu ogarnia mnie melancholia i tęsknota za czymś co już było. Ja sama jestem chyba taka retro i niemodna :) Lubię widzieć wszystko w sepii.

    Z czego ta tęsknota wypływa?

    Mam swoją teorię.

    Co do czajnika z gwizdkiem- to ja sama od dłuższego czasu noszę sie z zamiarem zmiany na tradycyjny. Nowoczesne nie tylko szybko sie przepalają i niszczą, ale też, jak słusznie zauważyłaś- mogą być trujące. Moja Mama używa tylko tradycyjnego- często dbając o wymianę na nowy- gdyż notorycznie nie zakłada gwizdka....

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja odkąd pamiętam używam czajnika z gwizdkiem:)
    A co do kalendarza - też mam do niego wielki sentyment. Moja babcia zawsze taki kupowała ( i kupoje do tej pory) a ja siadałam na kanapie i czytałam go "od deski do deski" Fasjne były te wszystkie porady, przepisy, dowcipy.
    ... chyba kupię sobie taki kalendarz. Mam nadzieję, że gdzieś jeszcze znajdę.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie w domu gwizdkowy czajnik od grudnia - gwiżdże. W domu rodziców zawsze był taki, tak jak w domu babci. W moim nowym mieszkaniu plasktik ale to z powodu remontowych zamieszań - a płyta grzewcza i piec jeszcze nie podłączone więc tak na razie - byle jak.

    Czterech pancernych - lubię :)

    Z sentymentem oglądałam wczoraj odcinek Bonanzy, nawet nie wiedziałam że powtarzają - a pamiętam jaki to dla mnie film - dramat był :)

    Pozdrawiam
    Mia

    OdpowiedzUsuń